Pet Expo Łódź 2023 – relacja

Przywaliło. Ale też nie ma co się dziwić – najgorętsze lato w historii pręży się na odchodnym jak bogacze w Białym Lotosie. Plus w tym roku to już rzeczywiście zagrał cały repertuar zmian klimatycznych – przyprószyło Co2, leje się z nieba ni skwar ni magma, wiatr odleciał na Florydę. Nie sądziłem, że tak szybko na własnej skórze odczuję sens założenia OVADa. W pocie czoła mamy jednak co innego na głowie – przed nami nasze pierwsze targi Pet Expo. To coś jak pierwszy koncert, pierwsze spotkanie autorskie, pierwszy raz, owszem. Jesteśmy mieszanką paniki i ekscytacji. My, wystawcy.

Do roboty!

Pakuję się więc jako tako do samochodu na to miejsce, które mi zostało po zapakowaniu wszystkiego i zaraz pytam, czy o niczym nie zapomnieliśmy, chociaż to ja jestem jedyną osobą, która mogłaby czegoś zapomnieć. Zachodzę więc w głowę – poduszka jest, ręcznik, śpiwór mam. Wizytówki, cholera, a nie, spokojnie, mam, nawet sporo. Wodzę wzrokiem po wypełnionej po dach przestrzeni Forda i odhaczam te ważne rzeczy: są puszki, jest suchy zwykły i suchy omega-3, są żywe larwy, roll-up, warzywa i owoce dla owadów, wyklejka do naszego boksu, logotypy, ulotki, pojemniki na larwy, dorosłe żuki, pasza. Asia sięga do torebki i wyjmuje jeszcze piny w kształcie mącznika młynarka, które przyczepimy do ubrań w ramach identyfikacji wizualnej – ja chciałem koszulki, pomysł retro rodem z sieci pizzerii, na szczęście nie przeszedł. 

Jedziemy, gadamy, klimatyzacja wesoło dmucha w klimatroniku. Zdążymy z tym wszystkim? Targi jutro, a my musimy jeszcze zapakować puszki, które chwilę temu wyjechały z produkcji i przygotować stoisko. Będzie z tym dużo roboty, bo jako firma na dorobku wzięliśmy mały boksik, więc trzeba będzie nieco pogłówkować, żeby się wyróżnić. 

W hali Expo ruch w pełni. Wózki widłowe, kartony, taśmy. Wszystko rozgrzebane, porozrzucane. Niby bałagan, niby śmietnik, ale to ten najlepszy moment chaosu. Zaraz wzrastają poszczególne stoiska, mikrokosmosy złożone z produktów, narracji marketingowych, wizji szefów. Piętrzą się puszki, smaczki, kojce, wylewają się z kartonów smycze, kagańce, suszone uszy i penisy (popularna psia przekąska). Przy każdym stoisku ludzie, pracownicy, właściciele, w strojach cokolwiek roboczych, ale twarze jasne, miękkie, spokojne. Jeszcze się nie znamy, jeszcze patrzymy z ukosa. Przyjdzie czas na nawiązywanie znajomości – teraz bierzemy się za robotę. 

Targi pet expo białko owadzie

Nasz boks to biała pakamerka o wymiarach dwóch budek telefonicznych. Jakiś kontuarek, okrągły stolik, chyba kawowy. Dwa krzesełka. Idąc tu minąłem stoiska, które przy naszym wyglądają jak Open air Festival – telebimy, bary z napojami, alkoholem, miejsce na przekąski, stanowiska dla baristów. Wchodzimy na rynek  mocno dojrzały, ale też otwarty na nowości jakoś się więc nie boję. Nie pierwszy raz w życiu czuję się jak czyjś ubogi krewny, więc się nie przejmuję, tym bardziej, że akurat Asia ma błysk w oku. Michał już składa półkę z Ikei – tylko ja stoję jeszcze pogrążony w melancholii, więc po prostu zabieram się do roboty. 

Wyklejamy ściany kolorami z brandbooka. Zrobiliśmy go już ponad dwa lata temu, a ja wciąż je lubię. Nie ma co, zdążyłem zżyć się z naszą marką. Kiedy coś się robi od początku, inwestuje w to każdy grosz, myśl, serce, owszem – biznes przestaje być biznesem, zlewa się z życiem w jedno. Przecinam nożykiem bąble na wyklejce, są ich tysiące – mam więc czas na medytację. Jesteśmy firmą rodzinną, co oznacza dwie rzeczy – potrafimy kłócić się do krwi, jak to w rodzinach, ale z tyłu głowy wszyscy wiemy, OVAD to my, nasze ambicje, nasze nerwy, nasze radości. Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością to mylące nazewnictwo. Powinno być  raczej spółka pędząca bez trzymanki, puszczone lejce i rozwiane włosy. 

karma z owadów na targach pet expo

Już po chwili widzę, że to zadziała. Asia zna się na designie. Umie coś z niczego. Mały więc ten nasz boksik, ale już własny. Upychamy w nim całą naszą wizję, przez trzy kolejne dni targów będzie to nasz megafon, z którego będziemy głosić ją zoologicznemu światu. W ciągu ostatniego roku tyle już powiedziano o owadach, że raczej powinienem być spokojny. Mam czasem jednak wrażenie, że nasza wizja jest zbyt prosta i zbyt prawdziwa. Nie zliczę razów, które dostałem za ekologię. Hodowla owadów to najmniej emisyjna i najbardziej wydajna hodowla zwierzęca, ot fakt, proste i prawdziwe, ale zaraz zaczyna się komplikować, bo – zdążyłem już się nauczyć – ludzie w ogromnej większości nie lubią ekologii, reagują wstrząsowo, wypierają, odrzucają dane, kwestionują wszystko oprócz własnego osądu. Niby to psychologicznie kumam, ale jednak no nie, nie bardzo. No i że zdrowe te nasze owady – kolejny fakt. Tylko że dziś z faktami się dyskutuje. Ale właśnie po to tu jesteśmy, żeby dyskutować. Żeby pokazać nasz produkt, do którego dążyliśmy przez ostatnie dwa lata – nasze dziecko, pełnoporcjową karmę mokrą na bazie mącznika młynarka, jedyną taką w Polsce, drugą w Europie a może nawet, może nawet, proszę państwa, i na świecie. Jesteśmy więc niczym młoda grupa rockowa w swoim garażu. I marzymy, żeby wypłynąć na szersze wody.

Firma owad - producent białka z owadów

Poza tym, na mnie akurat nie działa koronny argument przeciwników. „A pan to sam je te owady?’ – pytają z szelmowskim uśmieszkiem. „Jem” – odpowiadam zgodnie z prawdą i mina rzednie. Jem od dwóch lat, regularnie. A teraz jako OVAD chcemy zaproponować je psom. Rozglądam się od dłuższego czasu po rynku pet food i rynku żywieniowym i naprawdę nie widzę lepszego i zdrowszego białka. 

Wieczorem, już nieco na spokojnie, siadamy na podłodze użyczonego nam przez Kamilę, przyjaciółkę OVADa, mieszkania, łypiącego z wysoka przestronnym tarasem na piękną ulicę Piotrkowską i ręcznie, pieczołowicie pakujemy puszki w papier pakowy, naklejamy etykiety, ustawiamy pod ścianą, patrzymy w milczeniu aż w końcu zasypiamy przepełnieni wrażeniami dnia. 

Czy karma z owadów dla psów jest zdrowa?

PetExpo czas START!

Firma OVAD na targach zoologicznych w Łodzi

Zaczęło się – wchodzą. Najpierw niepewnie, w małych grupkach, przerzedzeni, jakby ospali. Jesteśmy tu pierwszy raz, więc nie bardzo wiemy, jak się zachować. Stoimy z przyklejonymi uśmiechami. Są we mnie takie emocje, że najchętniej podskakiwałbym do każdego z gości i zaraz nawijał o produktach. To w końcu nasze produkty, serca w nich tyle, pani rozumie. Ale zanim to zrobię, tak się jakoś dzieje, że podchodzą, sami zagadują. 

  • A co to za serki camembert? – pyta, jak się zaraz okazuje, przemiła właścicielka sklepu zoologicznego. 

Pierwszy raz patrzę na nasze puszki z tej perspektywy i rzeczywiście tak wyglądają. Żółte, pomarańczowe, srebrne i zielone serki. Cudowny przyczynek do rozmowy. 

  • To puszki, szanowna pani, dla psów. Pełnoporcjowa i monobiałkowa karma na bazie mącznika młynarka. Tu ma pani na przykład wersję owada w musie owocowo-warzywnym…

Pani jakby nie wierzy, bierze do ręki, potrząsa. 

  • A to z tego owada? – pyta, wskazując na nasze larwy w przezroczystym pojemniku, które nie bardzo zdają sobie sprawę z całego zamieszania. 
  • Owszem. To mącznik młynarek. Na rynku znajdzie pani jeszcze karmy z czarnej muchy, my jednak zdecydowaliśmy się na mącznika. 
  • O, a czemu? 

Do rozmowy włącza się Michał, naukowy filar OVADa.

  • Mącznik wprawdzie rośnie dłużej, przez co może wydawać się mniej wydajny – zaczyna – niemniej my chcieliśmy wprowadzić karmę bez niepotrzebnych dodatków. Mącznik sam w sobie ma bardzo ciekawy smak, nie musimy go niczym przykrywać. Smakuje trochę jak – zamyśla się – prażone pestki słonecznika… – mówiąc ostatnią kwestię sięga do pojemnika z suszonymi larwami i wkłada kilka do ust.
  • To dzięki tłuszczom – wtrącam się i również biorę kilka mączników. Są przepyszne. – Mącznik ma bardzo fajny tłuszcz, który dobrze zachowuje się w przetwórstwie. 
  • Wygląda jak oliwa z oliwek – dodaje Asia, także podgryzając. 
  • Bardzo ciekawe, bardzo ciekawe – kwituje nasza rozmówczyni i zaraz wychodzi na jaw, że jest kobietą czynu. – Proszę mi wysłać po 30 puszek każdego smaku. Tu ma pan nip do faktury. 

Endorfiny trochę mi przeszkadzają przy zapisywaniu, skrobię jak kura pazurem. Podnoszę głowę i łapię wzrok kolejnych odwiedzających. Tym razem pytają o suszoną larwę. Tłumaczymy z przyjemnością, w jaki sposób udało nam się aż 7-krotnie podbić w niej zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3. Bo oczywiście mamy własną hodowlę, bo dbamy o cały proces – od tego, czym żywimy owady po ostateczny skład puszki; bo umiemy dzięki odpowiedniemu doborowi składników paszy – oczywiście w 100% roślinnych – niejako sterować składem analitycznym naszej larwy. W planach mamy więc kilka kolejnych produktów – może CBD, ostropest również. 

  • Ale ten omega-3 to sztos – stwierdza uśmiechnięta influencerka. – Mogę zrobić rolkę?   

Nawijamy dalej. O tym, co robiliśmy przez ostatnie dwa lata i kiedy słucham nas z boku, mam wrażenie, że wiemy wszystko o owadach, przetwórstwie, psach i ich potrzebach. Co ważne, dostajemy też dziesiątki wskazówek, insightów, dowiadujemy się z pierwszej ręki, jak wygląda codzienność pracy z sklepach zoologicznych. Rozmowy przeciągają się, rozmówcy mnożą jak w ulu. Razem zastanawiamy się, jak przekonać konsumentów do karmy na bazie owadów. Ja oczywiście dalej swoje – że żadnych konserwantów, że zero-emisyjne, że nie ma tu antybiotyków, pestycydów, żadnego sztuczywa, a samo przetworzenie jest minimalne. Wystarczy otworzyć puszkę – otwieram – i powąchać – wąchamy, pogmerać łyżeczką – gmeramy. Widzę miłe zaskoczenie. Że taki fajny pasztecik, jakby puszysty, a do tego całe kawałki warzyw, na dodatek świeże. Spróbujemy, no spróbujemy, mówią, co mamy nie spróbować. 

Robi się z tego jakaś taka życzliwa, imprezowa atmosfera.

Nawet nie zauważamy, kiedy mijają godziny. Mam notes zapełniony kontaktami i notatkami. Kurczę, zebrałem już sporo zamówień. Rozdałem wszystkie wizytówki. 

W porze obiadowej trochę się rozluźnia i sami możemy pochodzić. Odwiedzamy stoiska zaprzyjaźnionych firm owadzich, przybijamy piątkę z Martą z naprzeciwka. Przychodzi pani Edyta zapytać, czy u nas wszystko w porządku. Tak, w porządku, pani Edyto, za rok weźmiemy chyba większe stoisko. Przy jednym stoisku dostajemy kawę, przy innym nieco sake, dla wzmocnienia. Zaraz jednak lecimy z powrotem, bo znów wzmaga się ruch. Ta praca to czysta przyjemność, a Hello Yellow by OVAD właśnie ruszył.

We use cookies to give you the best experience. Cookie Policy